Upamiętuję się, ale to nie działa

Pytanie: Staram się upamiętać i uwierzyć, ale nie jestem zbawiona! Co jest nie tak? „Czuję jakbym próbowała już wszystkiego, ale nie rozumiem twojego videa na temat biblijnego upamiętania.”

Nie wiem czy je widzieliście, ale mówiłem w nim o naturze prawdziwego upamiętania. I stwierdziłem w nim, że nie są to jakieś uczynki przed nawróceniem, którymi staramy się zreformować nasze życie, a które sprawiłyby że teraz Bóg nas zaakceptuje. Nie chodzi o to.

I tak wielu ludzi skupia się na swoim upamiętaniu. „Czy wystarczająco się upamiętuję?” „Czy wystarczająco wierzę?” I nieustannie spoglądają do swojego wnętrza, zamiast spoglądać na Chrystusa. I o tym mówiłem.

A ona mówi, „Jeśli jest to prawda, to co mam robić zamiast tego? Jak mogę być zbawiona? Jestem w tej sytuacji. Staram się uwierzyć, staram się upamiętać, ale nie odczułam żadnej zmiany. Co mam czynić?”

Posłałem jej to co powiedziałem wcześniej. Ale, powiedziałbym Amandzie, jeśli mówisz… jeśli ktokolwiek dociera do miejsca w którym rzeczywiście przyznaje i mówi: „Staram się uwierzyć, staram się upamiętać” Będę z tobą bezpośredni, Pan Jezus nigdy, nigdy, nigdy, przenigdy nie mówi ci abyś polegała na swoich bezcelowych wysiłkach w celu uwierzenia i upamiętania się. Nigdy!

Cała idea upamiętania się polega na zrezygnowaniu z naszych własnych wysiłków, na zrezygnowaniu z naszych własnych prób czynienia tego, nawet z naszych własnych prób uwierzenia, z naszych własnych prób upamiętania się. Chodzi o to aby przyjść jako bezradny żebrak. Przyjść zupełnie bez siły, bez żadnych możliwości i po prostu upaść u stóp Jezusa błagając o pomoc. Nie chodzi o szukanie siły w nas samych. Chodzi o szukanie pomocy która pochodzi jedynie od Jezusa Chrystusa.

A ta dziewczyna, Amanda, polega na sobie. Za każdym razem, gwarantuje wam to, gdy próbujecie i dokładacie starań aby wystarczająco uwierzyć i upamiętać się, Powiem ci Amando, i może ci się to nie spodobać, ale twoim problemem jest pycha, twoim problemem jest to, że utknąłaś na sobie. Twoim problemem jest poleganie na sobie. Twoim problemem jest samo-sprawiedliwość. Próbujesz ukazać się w dobrym świetle przed Bogiem. Próbujesz uczynić coś w swoim sercu, tak aby Bóg powiedział: „Okej, teraz cię zaakceptuję.” To właśnie z tego musisz się upamiętać. To właśnie od tego musisz się odwrócić.

Nie masz Bogu nic do zaoferowania! Nie możesz się oczyścić, nie możesz zapracować na to, aby Bóg oświadczył, „Okej Amando, teraz widzę że posiadasz… dotarłaś do miejsca.” To się dzieje, gdy dotrzesz do miejsca… tak jak Piotr gdy się topił. Co on uczynił? Czy powiedział, „Och, lepiej żebym wystarczająco uwierzył, abym utrzymał się na powierzchni tych fal. Rozglądam się, widzę…”? Czy wiecie co on uczynił? „Panie, ratuj mnie!” O to w rzeczywistości chodzi. O to, że grzesznik dociera do miejsca w którym uświadamia sobie: „Ginę.”

Wiecie jak to jest. Ile osób spośród was umie pływać? W dzieciństwie często pływałem. Czasem odpływałem tak daleko od brzegu, w prądzie powrotnym przyboju, na jeziorze Michigan, odpływaliśmy daleko, i przepływaliśmy całe jeziora, i czasami spędzaliśmy godziny i godziny, i godziny na pływaniu. Dostawaliśmy się do miejsca, w którym odczuwaliśmy zupełne wyczerpanie.

Powiem wam coś, tak długo jak myślisz, że masz jakąkolwiek możliwość dostania się na drugą stronę basenu, czy wrócenia się na brzeg, to nie będziesz wołał o pomoc. Wiecie dlaczego? Byłbyś zażenowany. Inni ludzie myśleliby że jesteś słaby. Prawda? „Ach, wołasz o pomoc!” Wiecie: „Dlaczego wołasz?” „Nie masz wystarczająco siły aby wrócić na brzeg? Jesteś mięczakiem?” Nie, tak długo jak masz jakąkolwiek dumę, jakąkolwiek pewność w swoje zdolności, to nie wołasz o pomoc.

Wiecie kto woła? Ktoś kto nagle sobie uświadamia: „Nie mam już żadnej siły. Nie mogę utrzymać się na powierzchni. Tonę.” Wołasz o pomoc, gdy wiesz: „Nie dopłynę do brzegu.”

Wiecie, tak wielu ludzi mówi… słyszałem niedawno kogoś z drużyny koszykowej mojego syna. Chłopak który składał świadectwo powiedział, że doszedł do kresu siebie. Czy wiecie jak wielu chrześcijan słyszałem mówiących: „Bóg mnie zbawił gdy doszedłem do kresu siebie”? Oczywiście że właśnie wtedy cię zbawił! Ponieważ gdy dojdziesz do kresu siebie, to nie będziesz się już dłużej starał, ponieważ brakuje ci sił.

Docierasz do miejsca, w którym zaczynasz tonąć. „Panie, ratuj mnie! Jeśli mi teraz nie pomożesz, to będzie po mnie. Utonę. Będę martwy.” A wtedy On wkracza i zbawia.

Amando, nie jesteś jeszcze na dnie. Nadal masz zbyt dużo pewności siebie. To dlatego jeszcze nie jesteś zbawiona. Musisz być jak Piotr, „Panie, ratuj mnie!”

To właśnie powiedziała Connie. Dobrze to pamiętam ponieważ byłem w tej samej sytuacji. Powiedziałem jedynie: „Panie, ratuj mnie!” I On to uczynił. Zbawił mnie.