Myślę że mogę zacząć tylko od tego z czym przyszłam tutaj, to jest że, kiedy byłam.. kiedy byłam w Teksasie Pan mnie zbawił i.. I chcę Mu za to oddać dziękować i oddać chwałę. Wiem że to może być szokiem dla większości z was, tak jak to było szokiem dla większości z moich przyjaciół. Myślę jednak że po tym co powiedziałam, będę musiała przybliżyć wam trochę tło tych wydarzeń, zanim wrócę do głównego wątku. Gdy miałam 14 lat uczęszczałam do chrześcijańskiej szkoły i zostałam zapytana czy chcę przyjąć Jezusa do mojego serca, oczywiście podniosłam rękę, ponieważ w naszej szkole jeżeli ktoś nie podniósł ręki to i tak był w jakiś sposób wyciągany do przodu. Więc podniosłam rękę, i oczywiście nikt w tym czasie nie chciał iść do Piekła, przynajmniej nie chętnie, tak więc wiecie, chciałeś kochać Jezusa, chciałeś być dobry i robić dobre rzeczy. Wyrosłam w dobrym, moralnym domu, jak pewnie większość z nas, i moi rodzice uczyli mnie co jest dobre a co złe, więc chodzenie do tej szkoły było przyjemne. Wiecie to było tak, poczytajmy o Panu, pouczmy się historii biblijnych i po prostu zmówiłam modlitwę kiedy miałam 14 lat, nie było w moim sercu żadnej formy upamiętania ani pokuty, nie miałam żadnego bólu w sercu z powodu grzechu, ani żadnego bólu za to co robiłam przedtem. Mam na myśli, że miałam 14 lat, w żadnym razie nie byłam tzw. „złym dzieckiem”, to znaczy wiecie jak na światowe standardy, wiadomo czasem ludzie nadają grzechom różne rozmiary i kolory, to jest prawie tak jak z żartami i humorem. To było po prostu tak „Tak chcę Jezusa”, na takie zasadzie jak „W sumie to czemu nie?” I pamiętam jak pomyślałam tylko „Świetnie”, wiecie, miałam wielu dobrych przyjaciół i głównie spotykałam się z dziećmi misjonarzy, moi przyjaciele byli Chrześcijanami, więc łatwo było ubierać się jak Chrześcijanin, łatwo było wyglądać jak Chrześcijanin, łatwo było chodzić do kościoła. Wszystkie dzieci to robiły. Robiłam prawie wszystko to co inne dzieci robiły i to też robili wszyscy. Nie chodziliśmy pić, ani nie robiliśmy tego albo tamtego, ponieważ nikt tego nie robił. I mogę powiedzieć że było mi całkiem łatwo wpasować się w tą formę.

Właściwie.. myślę że mogę porównać to do syndromu obozu młodzieżowego. Wiecie tam wszyscy są nakręceni aby coś robić, coś w stylu „Chodźcie! Idziemy wszyscy razem.” To nie koniecznie musiało być wtedy coś złego, jednak to były tylko uczynki, po prostu bycie miłym, bycie dobrą osobą. Kiedy miałam 16 lat, poczułam że Bóg wzywa mnie na misję, aby Mu służyć. Tak jak mnóstwo innych dzieci na obozie młodzieżowym, wiecie, rzucaliśmy swój kij w powietrze i jak upadł tak „Bóg mnie wzywa!”, i w ten sposób wiele z nas czuło że Bóg nas wzywa. I cóż, nawet wiele z nich nie było już wtedy w kościele.. i tak też tu się znalazłam, jednak w wieku lat 32 poznałam Pana. I to niesamowite jak w tym wszystkim cały czas prawdziwie był Bóg. Ponieważ chciałam być aktywna w kościele, to czytałam – to znaczy nie powiedziałabym że czytałam Biblię, ponieważ w naszym kościele nie byliśmy nauczeni jak czytać Słowo i jak studiować Słowo. Więc młodzi ludzie zawsze, wiecie, rozmawialiśmy między sobą „Czytasz Słowo?”, a odpowiedź była w stylu „Jasne.” „Więc jak to robisz?” „No wiesz, po prostu biorę Słowo, przewracam kartki i gdzie trafisz palcem, tam Bóg chce abyś dziś czytał.” Pomyślałam „Ok.” Więc to było to co robiliśmy, nie mieliśmy zielonego pojęcia o niczym, jakiekolwiek uczniostwa, podobnie nie wiedzieliśmy o tym co jest dobre w Bożych oczach, ani tego co jest złe w Bożych oczach, ani nie wiedzieliśmy tego co wy myślicie ani co wasi rodzice myślą o Słowie Bożym.

Więc wzrastałam w moim własnym wyobrażeniu tego co jest dobre a co złe. Albo po prostu łapałam trochę tego albo tamtego z kazań. Jednak to nie było prawdziwe pragnienie czytania Słowa, to była kolejna rzecz jakiej brakowało w moim życiu. Kiedy skończyłam 20 lat wyszłam za mąż za misjonarza i miałam wtedy prawdziwą miłość do misji, miałam miłość do ludzi, chciałam ewangelizować, niektórych ludzi nawet ewangelizowałam, świadczyłam. Co do tej kwestii mogę dać tylko takie wytłumaczenie że Bóg może mówić również przez oślicę, może mówić przez kogo zechce. Niektórzy, mający dobre intencje przyjaciele, kiedy im powiedziałam to czego właśnie doświadczyłam, mówili „Wiesz to nie jest tak że nigdy nie byłaś zbawiona, to tylko tak że wiesz, czasami po prostu nasza miłość do Boga oziębia się, wiesz to nie może być tak, popatrz sama na siebie, byłaś misjonarką przez 12 lat.” I wtedy myślałam tak „Zaczekajcie chwilę, wiecie, żyję tutaj, wiem co się tu stało. Ale to nie jest, nie jest to co zrobiłam, ponieważ wtedy mówicie że to wszystko uczynki. Więc czy zrobiłam sobie moją własną drogę do nieba? A może to to że..” Wiecie, wtedy mówi się że dużo ludzi którzy czynili dobre uczynki dostało się w ten sposób do Nieba. Ale to nie to, wiem że byłam pusta przez lata i było to tylko prawie jakbym robiła to co dobre. Tak, zrobię to, pójdę i zrobię to i to, ale nie było w tym gorliwości, nie było serca, nie było pragnienia aby czytać Słowo, bardziej takie „Muszę to zrobić – odhaczone”. Wiecie, taka religijność, robisz to – „odhaczone”, robisz tamto – „odhaczone”. To jest to co dobrzy ludzie robią. I wiecie, całkiem znienacka, tak jakby Bóg skonfrontował mnie, że tak jak lata leciały, faktem było to że odpocznienie miałam w tym że dobrzy ludzie mogą zrobić tak wiele, jednak wciąż całkiem znienacka znajdują się oni na końcu liny. Ale to nie jest naturalne. Jak dla Chrześcijanina jest naturalną rzeczą kochać kogoś, lub pragnąć komuś świadczyć, lub po prostu pragnąć Słowa, nawet gdy wstajesz to myślisz „Jeżeli nie będę czytał Bożego Słowa, cały dzień będę miał rozwalony.” Albo całkiem znienacka czujesz taką pustkę w sercu, jak ja teraz, na przykład. To było tak „Ok, nie zrobiłam tego, ale powinnam, powinnam” To nie było „Chcę, pragnę.” Albo nawet modlitwa, wiecie przed modlitwą robiłam tak „Będę modlić się za mojego tatę aby był zbawiony, muszę modlić się za moich dziadków aby byli zbawieni.” I w ten sposób „Odhaczone, odhaczone, odhaczone” z listy rzeczy do zrobienia, to nie było pragnienie, nie było we mnie Ducha. To była po prostu lista rzeczy do zrobienia.

Inną rzeczą jaką dostrzegłam był brak mocy aby pokonywać grzech w moim życiu. Widziałam rzeczy w moim sercu które były złe, widziałam rzeczy w moim życiu które były złe więc myślałam” Człowieku, musisz się wziąć w garść i zrobić to, naprawdę musisz wziąć się do rzeczy i to zrobić, albo musisz przestać robić tamtą rzecz.” I ciągle się z tym zmagałam „Nie mogę tego zmienić w moim życiu, czemu mam z tym tyle problemów?” I widziałam innych Chrześcijan których znałam i myślałam „No tak oni też mają problemy, ale tak jakby.. je przezwyciężają. Czemu jest tak że zatrzymałam się na tej jednej rzeczy, albo na tej innej, czemu jest mi tak ciężko wybaczyć? Czemu jest tak ciężko mi przestać robić to albo tamto, cokolwiek? Czemu jest tak ciężko?” I wiecie nie maluję obrazka Chrześcijanina który, chodzi z głową w chmurach, który nie ma problemów, ale jest w nim siła aby je przezwyciężyć, a ja nie mogłam tego zobaczyć w moim życiu. To było tylko zmaganie się i zmaganie, i czułam się jakby to stawało się jeszcze gorsze, tak że nawet zmagałam się już z tym aby tylko wyglądać.. wyglądać pobożnie. A myślę że Chrześcijanin nie musi walczyć o to. Mam na myśli, że przynajmniej tyle wiedziałam z kazań i z lat, chociaż ze słuchania mojego męża, a także innych kaznodziejów, nad tym i nad wieloma innymi rzeczami się zastanawiałam.

Kiedy było kazanie, mój umysł był skupiony na liście zakupów. Moje myśli zawsze gdzieś wędrowały. A kiedy było coś co mogłabym zastosować do mojego życia, myślałam „Dobrze, ale to przecież tylko to.. bla, bla, bla, bla, bla.” Wiecie, usprawiedliwienie, za usprawiedliwieniem, a nawet myślałam tak „Och, ta osoba może to zrobić, ale to dlatego że oni są emocjonalni, ja po prostu nie jestem tego typu osobą.” Wiecie „Oni płaczą i idą przed kazalnicę, ale cóż, ja nie jestem takim typem osoby.” To była zawsze wymówka dla dróg które obierałam, zawsze było „Cóż, taka a taka usługuje, och to dlatego ponieważ ona chce być miła i się pokazać.” To nie było nic osobistego, po prostu zawsze musiała być wymówka na to co się działo w moim sercu, abym się poczuła lepiej. Ale nawet to już nie działało). Nie chodziło o kogoś innego, nie chodziło o to co i jak robić ani o to co i czego nie robić.

To było całe moje serce, pamiętam jak słyszałam Paul’a, i to nawet tu w Texas kiedy głosił, głosił kazanie pod tytułem „Skąd wiesz że jesteś Chrześcijaninem”, i za każdym razem kiedy on to głosił, skręcałam się na swoim miejscu, ponieważ zastanawiałam się „Jak mam po prostu przejść przez ten test i na koniec czuć się ok”, to za każdym razem sprawiało że kuliłam się ze strachu myśląc „Nie zdaję, albo jeżeli zdaję to ledwo ledwo.” I wtedy nagle pomyślałam „Zaczekaj, albo zdajesz te testy z 1 Listu Jana, albo nie. Nie zdajesz testów ledwo, raczej ledwo robisz D (ocena mierna, poniżej akceptowalnego standardu). Albo wiesz, zdajesz ponieważ jest coś.. ktoś w twoim życiu kto musiał Cię przez to przeprowadzić. To jednak nie było to, usprawiedliwiałam się „Och, wiesz, jestem w porządku, to nie jest tak że kogoś nie kocham, to raczej tak że po prostu nie dogadujemy, to nie nienawiść, to tylko to.” Albo, „To nie to że kocham świat, to tylko to że mam na myśli że wszyscy lubią chodzić na zakupy.” To było mnóstwo małych zakręconych rzeczy które zawsze mogłam usprawiedliwić, to nigdy nie było twarde spojrzenie na mój grzech. I Bóg – i czułam że Bóg wiele razy mi mówił, że powinnam się znaleźć gdzieś sama i to przemyśleć. „Potrzebujesz to przemyśleć.” słyszałam. Ale ja byłam raczej taka „Och nie, ja jestem, no nie wiem.. może początek okresu, o to z pewnością to,” Albo mówiłam „Mam po prostu ciężki dzień, to nie to że nie jestem Chrześcijanką. Muszę od tego uciec.” I nagle zobaczyłam „Odrzucam coś, co wiecie, może znaczyć wieczność dla mnie, nie mogę tego więcej robić.” Gdy byliśmy w San Antonio, Paul miał tam głosić, i miał głosić o tym samym i och, ja po prostu całkowicie skręcałam się na siedzeniu, i myślałam „Nie mogę – nie jestem, nie jestem Chrześcijanką.” Mam na myśli że musiałam w końcu przyznać przed samą sobą, „Nie jestem Chrześcijanką. Nie mogę tak bardzo się zmagać i po prostu dosłownie nie mieć życia, nie mieć pragnienia by być Chrześcijanką, tworzyć sztucznie swój obraz. Nawet w Peru, kiedy byłam misjonarką, więc na początkowych etapach pracy misyjnej, wszystko było piękne, wszystko było miłe, poznawałeś ludzi, i wszystko szło dobrze.. Jednak kiedy te rzeczy przestają być świeże, wtedy faktycznie widzisz czy jesteś tu z powodu Boga, czy z powodu tego że chcesz czynić „dobre rzeczy”. Kiedy przyjechałam tutaj.. tak się zmagałam aby tu przyjechać. Nie chciałam tu być, nie chciałam być w Stanach, chciałam wrócić do Peru. I myślałam „No tak, nie służę bo.. dlatego że to, dlatego że tamto.. wymówki. I w końcu było to tak jakby Bóg powiedział, „ Nie, to nie jest kwestia miejsca, to nie jest kwestia kogoś, to nie o to chodzi, to nie jest nic innego tylko ty, to jest kwestia twojego serca, to wszystko kwestia tego że w twoim sercu nic nie ma. I było mi bardzo ciężko gdy byliśmy w San Antonio, tak jak mówiłam. Mieszkaliśmy na zewnątrz i mieliśmy tam namiot, ponieważ kościół był za mały i było tam gorąco. I była wtedy tam taka prostytutka która chodziła ulicą w górę i w dół.. I pamiętam siebie spoglądającą na nią i myślącą, „Nie jestem lepsza niż ona!” Mam na myśli to, że ktoś mógł na nią popatrzeć i powiedzieć jedynie „O mój Boże”, wiecie, ona była prostytutką, wiedziałeś dokładnie co z nią jest nie tak, mogłeś to zobaczyć, to że to wiedziałeś po prostu było na wypisane na twojej twarzy. A wszyscy Ci ludzie siedzący wokół mnie, nie mieli żadnych przypuszczeń, żadnego pojęcia co do mnie. Jest tak łatwo wyglądać ładnie i „kościelnie”, nosić długą spódnicę, i nie nosić tych rzeczy które sprawią że ludzie będą się za tobą oglądać, ale serce – Bóg może zobaczyć serce, myślę że ja dokonałam wtedy wszelkiej możliwej gimnastyki aby nawet wyglądać pobożnie. I to wszystko się traciło świeżość. Nagle mogłam zobaczyć że „Nie jestem w tym momencie w niczym lepsza od tej kobiety i nikt tego nie może zobaczyć.” Ale Bóg mógł. I w końcu w tym momencie Bóg otwarł moje oczy. Dosłownie chciałam uciec z tego miejsca z krzykiem, myślałam, „Jeżeli usłyszę jeszcze jedno kazanie, to po prostu wybuchnę i umrę. Po prostu wiem, wiem że nie jestem Chrześcijanką. To nie jest kwestia tego co robię, ponieważ nikt nie może o tym nic powiedzieć. To nie chodzi o nic innego – tylko o moje serce, Ty możesz zobaczyć moje serce.” I to była tak niesamowita rzecz, to była tak uwalniająca rzecz ponieważ pierwsze co zrobiłam to pomyślałam, „Ok jeżeli przyznam że nie jestem Chrześcijanką, ludzie!, wtedy wiecie, co za świadectwo, żona kaznodziei nie była Chrześcijanką przez 12 lat albo więcej. To żałosne.” I wtedy kiedy zmagałam się z tym wszystkimi rzeczami, pomyślałam „Nie dbam o to. Ktoś ma być wściekły na mnie dlatego że naprawdę nie chcę chętnie iść do piekła? Ok.” To było naprawdę coś. Innym sposobem w jaki Bóg pokazał mi że naprawdę nie byłam Chrześcijanką było że stawałam się co raz bardziej krytyczna. Nawet w moim własnym sercu, stawałam się coraz bardziej zatwardziała, i najpierw, wiecie – to takie szalone – miałam zwyczaj myśleć „Ok, to z powodu tego, z powodu tamtego.” Myślę że nie macie pojęcia, na jak wiele sposobów wasze własne serce będzie was zwodzić. Kiedy chcesz stworzyć sobie pokój, będziesz próbować i próbować i próbować wmówić sobie każdą możliwą rzecz którą się tylko da, ale to nie da Ci pokoju, po prostu nie da. Ale jeżeli należysz do Pana, to jest dla ciebie pokój. Mam na myśli że oczywiście będą zmagania, będą próby, mogą być różna rzeczy, ale w pewnym momencie będzie też pokój. I jest widoczny koniec dla tych rzeczy. Ale dla mnie takiego nie było. Kiedy powiedziałam Paul’owi – bo nie powiedziałam.. nie powiedziałam mu wcześniej. Zmagałam się z tym 3 lata. Wracaliśmy po jakiejś małej rzeczy jaką musieliśmy zrobić dla Ian’a, Paul siedział obok i powiedział wtedy „Wiesz, nie wiem co się stanie z naszym życiem, to znaczy, mam na myśli to że nie wiem dlaczego Pan nas tu postawił w Teksasie, ale rozkoszuję się tym ze mogę być posłuszny Bożej woli”. A ja miałam ochotę dosłownie wyskoczyć z samochodu, tak jakby nie mogłam, nie mogłam nawet słyszeć Jego imienia, nie czując się tak „Jestem w poważnych tarapatach. Nie rozkoszuję się niczym, jestem w prawdziwych tarapatach,” i pomyślałam – powiem mu, i powiedziałam „Ok, a więc jest tak. „Naprawdę czuję się, jakbym nie znała Boga” I powiedziałam mu wszystko, a on odpowiedział, „Wiesz, z tego co mi powiedziałaś, nie mogę powiedzieć abyś była Chrześcijanką.” I to była ta jedyna rzecz jaka potrzebowałam usłyszeć. To było prawie tak jakby ktoś mi to już powiedział w pewnym momencie. Może gdybym się wcześniej z kimś tym podzieliła.. Wystarczyło mi to usłyszeć, powiedziałam coś w stylu „Dziękuję ci, potrzebowałam to usłyszeć, potrzebowałam aby ktoś jeszcze powiedział mi „Tak, na podstawie tego co mi mówisz, nie mogę powiedzieć że jesteś Chrześcijanką, ponieważ to co mówisz jest, wiecie, całkiem dobrym obrazem tego co się dzieje w twoim sercu.” I gdy wróciliśmy tej nocy do domu, po prostu siadłam i zaczęłam czytać 1 List Jana. Zaczęłam czytać każdy wers. I zauważyłam jedną niesamowitą rzecz, I List Jana, ponieważ to nie jest tak jak mówią te zwariowane magazynowe quizy w stylu „Czy jesteś przyjacielski?” wiecie, „Jeżeli zdobyłeś od 1 do 10 punktów, powinieneś popracować nad swoimi umiejętnościami interpersonalnymi, ale jeżeli zdobyłeś od 10 do 20 punktów to jesteś najbardziej przyjacielską osobą na świecie.” To nie jest kwestia wyniki punktowego, to jest tak że jeżeli nie przechodzisz jednego z tych testów, to to przepełnia twoje życie. Jeżeli kochasz świat to będzie to przepełniać inne sfery twojego życia. Jeżeli kogoś nienawidzisz to będzie to przepełniać inne sfery twojego życia. Jeżeli wyznajesz Boga ustami, ale zapierasz się go całą resztą swego życia, to to wszystko przepełni cię, i stanie się ewidentne, że nie jesteś Chrześcijaninem. I to było takie niesamowite że po tym co właśnie wyznałam, było tak „Boże, nigdy dotąd nie wiedziałam że jestem grzesznikiem.” Mam na myśli, że powiedziałam to, i choć wszyscy znacie „Jesteś grzesznikiem, ja jestem grzesznikiem, wszyscy są grzesznikami”, ale wiecie ja nigdy nie byłam, nigdy nie było dla mnie to tak wyraźne, nigdy nie skonfrontowałam się z tym tak prosto w twarz. To było zawsze takie ogólne „Wszyscy jesteśmy źli.” Ale kiedy dochodzi do wyraźnego momentu w twoim życiu, i kiedy Bóg jest tym który to robi, wtedy to już całkiem inna historia. I tej nocy się po prostu modliłam, tak po prostu „Boże, ja naprawdę.. naprawdę jestem na końcu mojej liny, i naprawdę nie wiem jak być lepsza, ponieważ nie mogę być lepsza. Nie wiem jak czynić cokolwiek z tego, i nie mogę, nie mam mocy, nie mam pragnienia aby to robić.” A to była najtrudniejsza rzecz „Boże, nie mam pragnienia, i nawet jeżeli idę to zrobić i ktoś może mnie zobaczyć i powiedzieć „Och, to naprawdę miłe, co ona zrobiła.” To będzie „Boże, we mnie nie ma pragnienia, jest po prostu pustka! To tak jakbym była martwa.” I tej nocy, wołałam i płakałam przed Panem, i powiedziałam „Boże, zbaw mnie, nigdy nie widziałam siebie tak jako grzesznika jak widzę siebie teraz” to było tak „Oczywiście chcę iść do Nieba” Ale to nigdy nie chodziło o to, chodziło tylko o Boga. I to jest wspaniałe jak On pozwolił mi przez 12 lat być w służbie i we wszystkim innym, i nagle otworzył mi oczy i pokazał jaka naprawdę byłam. I chce Go chwalić i dziękować Mu za to, chciałam się tym z wami podzielić.